niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział I - "Rutyna".

- To nie jest dobry pomysł - Rhodey pokręcił głową z dezaprobatą.
- Mówiłem ci: muszę popracować nad zbroją. To nie może czekać. A nuż coś się wydarzy, a ja będę miał do dyspozycji tylko zepsuty rupieć.
- Przecież wspominałeś tylko o jakimś zwarciu.
- Nie marudź - zbagatelizował Tony.
- W samym kwietniu spóźniłeś się osiem razy. O nieobecnościach nie wspominając. Jak tak dalej pójdzie, wyrzucą cię ze szkoły.
- Nieszczególnie mi to przeszkadza. Mam przerobiony cały materiał z fizyki na trzy lata wprzód i dalej.
- Są jeszcze inne przedmioty - zauważył Rhodey.
- W takim razie idź. Ja tymczasem zrelaksuję się ze śrubokrętem - Tony chwcił plecak i poszedl w kierunku zbrojowni. Rhodey jęknął, chwilę się zawahał, po czym pobiegł za przyjacielem. Stark uśmiechnął się pod nosem. W przypadku Rhodey'ego mały szantaż zawsze przynosił oczekiwany efekt.

                                ****

- Widziałeś ostatnio Pepper? - zagadnął James przyglądając się poczynaniom kumpla.
- Ostatnio w zeszłym tygodniu. A czemu pytasz?
- Bo to dziwne. Nigdy nie odstepowała nas na krok, a teraz nie ma jej w szkole i nawet nie dała znać. To nie w jej stylu.
- Nie przesadzasz czasem?
- Jak zwykle masz wszystko w dupie - Rodhey był trochę poirytowany.
- Sorry, skupiam się na te zbroi. Pojedziemy do niej po szkole. To znaczy po pracy. Nad zbroją.

                               ****
Pepper wydała z siebie przeciągłe, teatralne ziewnięcie. Zwlokła się z łóżka i na bosaka podreptała do kuchni.
Nalała sobie soku i zjadła kanapkę, na którą składały się: czertwe pieczywo, resztka masła, pomidor i zwiędnięta sałata. Trzeba będzie zrobić zakupy. Dziewczyna poszła wziąść prysznic, a po kwadransie wyszła z łazienki pachnąca i odświeżona. Założyła jakieś rurki, balerinki i białą tunikę, po czym chwyciła torbę i pobiegła na przustanek.

                              ****
W klasie ujrzała pełen komplet uczniów. No, prawie pełen, bo Rhodey'a i Starka znowu nie było. Była na nich wściekła. Ciągle gdzieś znikali. Rozumiała, że pielęgnowanie tajemnicy tożsamości Iron Man'a i ulepszanie zbroi wymagało czasu i poświęceń, ale robiło się to męczące. Ze złością rzuciła książki na ławkę i usiadła na porysowanym flamastrami krześle. Fizyk, profesor Chapman wszedł do klasy równo z dzwonkiem. Czy on miał w mózgu wbudowant zegar? Pepper westchnęła. Znowu nie będzie miał jej kto podpowiadać.

                                ****
Po skończonych lekcjach Pepper szybkim krokiem udała się na zapuszczony przystanek autobusowy. Chciała czymprędzej dostać się do zbrojowni, gdzie jak przypuszczała, byli chłopcy i się z nimi rozmówić. Natknęła się na nich pod spożywczakiem.

- Cześć, Pep - krzyknął Tony.
- Dlaczego przez cały tydzień nie było cię w Akademii Jutra? - spytał Rhodey zatroskanym głosem.

Tego było już za wiele. Nawet nie zauważli jej obecności!

- Może gdybyście częściej pojawiali się na zajęciach, wiedzielibyście, że regularnie na nie uczęszczam, a ostatnio byłam nieobecna dwa miesiące temu! - wrzasnęła dziewczyna.

Chłopców zamurowało. Takiego biegu wydarzeń się nie spodziewali.

- Znikacie z zajęć, całymi dniami dłubiecie w jakimś żelastwie - kontynuowała Pepper.
- On dłubie. Ja tylko pomagam - uściślil Rhodey.

To tylko bardziej rozjuszyło rudowłosą dziewczynę.

- Postawmy sprawę jasno: jestem waszą przyjaciółką, czy tylko niepotrzebnym dodatkiem? - podsumowała Pepper i nie czekając na odpowiedź obróciła się na pięcie i odeszła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pierwszy rozdział jest krótki, bo mam do dyspozycji jedynie komórkę. Drugi rozdział dodam za kilka dni :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz